Powoli przemierzałam łąki. Śnieg już stopniał, rośliny rosły. Po przejściu kilkunastu metrów zobaczyłam skupisko maków. Zerwałam kilka z nich i wzięłam do pyszczka. Następnie pobiegłam w stronę, gdzie łąki łączyły się z polaną, było to miejsce znane z tego, że rósł tam ogórecznik. Wzięłam go trochę i poszłam dalej, szukając złocieni. Po jakimś czasie je znalazłam, było ich tylko kilka, dopiero zaczynały rosnąć. Zebrałam trzy najdojrzalsze, a resztę zostawiłam, żeby urosły. Niedaleko rosła też wrotycz, więc ją zabrałam. Teraz, kiedy zaczyna się wiosną, będą i kleszcze, więc warto jej używać, dla bezpieczeństwa.
Odłożyłam na chwilę cały swój zielarski ekwipunek, bo wyczułam zająca. Żołądek skręcał mi się z głodu, postanowiłam zapolować. Przyczaiłam się i czekałam. Zając, ruszając uszami, niepewnie biegł przed siebie. Jeszcze chwila, pomyślałam, a potem rzuciłam się na zwierzę. Zjadłam posiłek i napiłam się wody z małej rzeczki płynącej obok, po czym podniosłam zioła i wróciłam do zamku, żeby odpowiednio je przygotować.